Poniedziałkowe Brudne Prawdy o Procesie, Cierpliwości i Waszych Wymówkach
Ostatnio złapałem się na kilku przemyśleniach, które, gdybym miał je zapisać na papierze, wyglądałyby jak fale, ptaki i kilka przypadkowych glifów, które mógłby odczytać tylko farmaceuta po sześciu latach studiów.
Więc wyleję je tutaj.
Bo dotyczą czegoś ważniejszego niż przepisy, trendy i magiczne „diety miesiąca”.
Dotyczą procesu.
Procesu, którego tak bardzo nienawidzicie, a który jednocześnie jest jedyną drogą do zmiany sylwetki, zdrowia i życia.
Mam wrażenie, że jesteśmy pokoleniem, które wszystko chce szybciej.
Najszybsza dostawa.
Najszybszy internet.
Najkrótsza droga do sześciopaka.
A właśnie tu zaczynają się kłopoty.
Gdyby pralka była trenerem personalnym
Pozwól, że zadam Ci jedno zajebiście ważne pytanie.
Jeśli wrzucasz białą koszulę do pralki i ta pokazuje:
„1 godzina 40 minut”, to co robisz?
Siedzisz i gapisz się w okienko?
Walczysz głową w obudowę, bo może się „przyspieszy”?
Krzyczysz na bęben?
Nie.
Po prostu robisz swoje i wracasz, kiedy skończy.
To dlaczego przy swoim życiu, ciele i zdrowiu zaczynasz negocjować każdą minutę?
Dlaczego liczysz każde pięć sekund zmiany i zastanawiasz się,
jakby tu jeszcze obejść naturę?
Powoli to płynnie. Płynnie to szybko.
To zdanie powinno być wyryte na Twoim biurku.
Zarabiasz na lokacie?
Nie idziesz do Banku i nie mówisz:
„Proszę przyśpieszyć trzy miesiące na miesiąc”.
Wiesz, jak działa procent składany.
I wiesz, że trzeba poczekać.
Ale przy własnym ciele chcesz efekt „na jutro”.
Jeśli podejmujesz pracę nad sobą, naprawdę podejmujesz , to jest to inwestycja długoterminowa.
Taka, która oddaje ogromny procent, pod warunkiem, że zamkniesz swoją wewnętrzną rozkapryszoną buzię i zaczniesz pracować.
Sześciopak w 30 dni?
Spokojnie. Dam Ci w pięć minut.
Sześciopak z okładki magazynu brzmi kusząco.
„Abs in 30 days”.
„Brzuch z kamienia w 2 tygodnie”.
Jeśli naprawdę chcesz sześciopak w 5 minut,
idź do Żabki, weź zgrzewkę Lecha i gotowe.
Najtańszy, najprostszy sześciopak na rynku.
A teraz o czasie, którego „nie masz”
Nie masz czasu na zakupy?
Wyłącz Netflixa.
Nie masz czasu gotować?
A scrollowanie Instagrama po 45 minut dziennie to co?
Nie masz czasu na trening?
Zróbmy zrzut ekranu Twojej aktywności z telefonu, znajdziemy godzinę.
Nie masz czasu na mądre jedzenie?
Masz.
Po prostu wybierasz inaczej.
Jedzenie na wynos nie jest rozwiązaniem.
Zasady są proste. Wy je komplikujecie.
Dietetyka nie jest religią.
Jest matematyką i biochemią.
I naprawdę nie ma znaczenia, czy Twoje „4” wychodzi z 2+2, 3+1 czy 8–4.
Efekt jest ten sam.
Różnica jest tylko w tym, który sposób jesteś w stanie powtarzać.
Słuchaj swojego ciała, nie guru z internetu
Jeśli po jakimś produkcie czujesz się źle, po prostu go nie jedz.
Jeśli jagody goji z brazylijskich farm doprowadzają Twój portfel do płaczu , odstaw je.
Jeśli kochasz kanapki z szynką, a po serku wiejskim Twój brzuch nie robi wodospadu Niagara . to czemu na siłę próbujesz udawać fit-influencera?
Prościej znaczy lepiej.
Dieta to nie wojna religijna
Nie ma sensu naparzać się
keto vs. low-fat vs. posty vs. makaron.
Każda metoda jest dobra, jeśli działa dla Ciebie.
Nie musisz prowadzić krucjaty, bo ktoś liczy inaczej.
Powtarzalność i prostota , to są fundamenty
Twoje posiłki nie muszą mieć dressingu z karmelizowanej cebuli paragwajskiej.
Nie muszą wyglądać jak z Chefs Table.
Ryż, kurczak i brokuł nadal działają.
Zawsze działały.
Jeśli rozwiązuje Ci się but , zawiąż go.
Nie musisz robić fikołków, salto i pompki w międzyczasie.
Proste rozwiązania działają najczęściej.
Cierpliwość.
Tak, ta znienawidzona.
Rzymu nie zbudowano w jeden dzień.
A Twojego ciała nie naprawisz jedną sałatką.
Przez pięć lat jadłeś byle co, więc daj sobie więcej niż jeden tydzień na naprawę.
Trudne wybory = łatwe życie.
Łatwe wybory = trudne życie.
Prosta matematyka.
Niepodważalna.
Ponadczasowa.
I jeśli miałbym zostawić Ci jedno zdanie na dziś, to byłoby to:
Proces działa , o ile Ty działasz.
Pura Vida.
